Radeba

Świat okiem kibica

The World Seen With  A Football Fan's Eye

FC Aarau

19.03.2017 CHALLENGE LEAGUE 2016/2017
FC Aarau - Servette Genewa 0:1

Po dłuższej przerwie pojawiliśmy się na Brugglifeld ponownie. Powodów znalazło się kilka: prawie wiosenna pogoda (choć chmury nad stadionem wisiały niczym wyrzut sumienia), następnie to, że na obiekt FC Aarau mamy najbliżej (20 minut jazdy samochodem) oraz chęć wypróbowania świeżo zakupionego aparatu cyfrowego (tęsknota za "czymś więcej" niż potrafi aparat w telefonie w dalszym ciągu uwiera).
Mimo upływu lat macierzysty stadion FC Aarau wygląda tak samo, czyli siermiężnie. Jedna zadaszona trybuna plus kilka betonowych sektorow "stojących" przywodzi na myśl lata siedemdziesiąte i zupełnie inne niż Szwajcaria miejsca w Europie. Kilka budek z piwem i nieśmiertelnymi białymi kiełbaskami i dzieci bawiące się porzuconymi plastikowymi kubkami znakomicie uzupełnia obraz dość zaskakujący dla kogoś, kto po raz pierwszy pojawia się na stadionie klubu, w ktorym kiedyś grali Polacy, np. Ryszard Komornicki, Cezary Kucharski czy Dariusz Skrzypczak.
Mecz stał na pewnym poziomie, a ten poziom był straszliwie niski, w związku z czym podawanie jakichkolwiek szczegołów technicznych mija się z celem. Inna sprawa, że zdecydowanym liderem zaplecza szwajcarskiej ekstraklasy jest FC Zurich, co skutecznie ogranicza motywację pozostałych zespołów, chyba że ktoremuś z nich grozi relegacja do niższej ligi, a tak w przypadku ani FC Aarau, ani Servette nie jest.
Runda wiosenna trwa, pozostaje wytypować spotkania z o wiele większym prawdopodobieństwem jakichkolwiek emocji. Albo po prostu pojechać trochę dalej i zobaczyć mecz w Bundeslidze, Serie A albo nawet Ligue 1.

02.11.2013 SUPER LEAGUE 2013/2014
FC Aarau - FC Basel 1:1

Faworyt spotkania mógł być tylko jeden. FC Basel to etatowy zdobywca tytułu Mistrza Szwajcarii, aktualny lider tabeli Super League, uczestnik fazy grupowej Ligi Mistrzów no i generalnie piłkarska marka eksportowa helweckiej krainy. Nawet kibice wydawali się przybyć z innego wymiaru: uzbrojeni w race, petardy, reflektory, serpentyny i Bóg jeden wie co jeszcze, prezentowali się na tle fanów FC Aarau (kilka mocno zabrudzonych flag) wyjątkowo okazale. Do tego kompletnie zignorowali prośby spikera zawodów o niewrzucanie na boisko żadnych przedmiotów. Im bardziej prosił, tym więcej petard i serpentyn wrzucali. Interesujący byłby ekesperyment, w którym brać kibicowska byłaby proszona o robienie rzeczy głupich, żeby z przekory robiła rzeczy mądre. Chętnych do przeprowadzenia eksperymentu na razie brak.
Na stadionie zjawiło się sobotniego wieczora ponad 8 tysięcy widzów, a więc, jeśli wierzyć oficjalnym danym, prawie komplet. Wiadomo, obejrzeć lokalnych gigantów na żywo to nie lada gratka, na Brugglifeld pojawili się więc zarówno starcy jak i dzieci, panny, żule, kobiety po przejściach, pryszczate nastolatki oraz cała rzesza pozostałych, spragnionych sensacji ludzi.
Po pierwszych kilkunastu minutach nuda boiskowa mogła zabić, a spora część kibiców stojących obok nas udała się po kiełbaski, szaszłyki i piwo do pobliskich namiotów gastronomicznych i to wcale nie po to, żeby zaspokoić potrzeby gardeł i żołądków, ale żeby się trochę rozerwać i zabawić obsługę rzeczonych namiotów o rozmową o czymkolwiek. Optyczną przewagę mieli niby bordowo-niebiescy, ale inne skojarzenia z klubem z Katalonii ocierałyby się o bluźnierstwo. Szybszy od wiatru i piłki był jak zwykle Mohammad Saleh - ten sam Egipcjanin, który wsławił się niechęcią jawnie okazywaną piłkarzom izraelskim (zamiast dłoni podawał im na powitanie pięść), ale oprócz robienia przeciągu w okolicach pola karnego Aarau, zawodnik wniósł do gry tyle, co jego partnerzy z drużyny, czyli nic. Ożywienie na trybunach wywołała agresywna postawa kapitana FC Basel, Strellera, który z sobie znanych powodów chciał sprawdzić biegłość arbitra spotkania w sportach walki. Łapany wpół przez kolegów z dryżyny dał się w końcu odciągnąć od niedoszłego sparringpartnera, a było co odciągać, bo Streller ma 195 cm wzrostu.
Nareszcie ulga: sędzia odgwizdał koniec pierwszej połowy, a tłum pogalopował do namiotów, ponownie wprawiając ich personel w ekstazę.
W ekstazę wpadła też brać kibicowska Aarau, gdy pięć minut po przerwie Linus Hallenius, szwedzki napastnik mający na koncie występy w Serie A, wpakował piłkę do siatki FC Basel. Rozjuszeni goście rzucili się natychmiast do odrabiania strat, ale brakowało im precyzji w wykańczaniu akcji. Sensacja wisiała na włosku, ale w końcu do niej nie doszło - w 3-ciej minucie doliczonego czasu gry stan meczu wyrównal stary lis Streller.
Uczucie niedosytu udzieliło się rownież nam - zawsze to miło popatrzeć jak napuszonemu faworytowi wspieranemu dodatkowo przez armię dobrze zorganizowanych kibiców, ktoś mniejszy uciera nosa. Nie tym razem, ale i tak piłka nożna to piękny sport.

07.04.2013 CHALLENGE LEAGUE 2012/2013
FC Aarau - FC Wil 1900 2:1

Obiekt zwany "Stadionem Brügglifeld" robi wrażenie przaśne. Jest co prawda zadaszona trybuna, niewielkich rozmiarów, ale jest. Jednakże cały obiekt przypomina bardziej arenę do rozgrywania zawodów dla młodzieży szkół gimnazjalnych niż boisko klubu regularnie występującego w najwyższej klasie rozgrywkowej bądź co bądź jednego z najbogatszych państw na świecie. Za jedną z bramek nie ma siatki zabezpieczającej siedzących tam kibiców przed skutkami niecelnych strzałów panów piłkarzy. W związku z tym w trakcie rozgrzewki umyślny posłaniec regularnie biegał na znajdujący się w bezpośredniej bliskości "stadionu" parking, skąd przynosił piłki, wrzucał je na boisko by za chwilę ponownie udać się na parking. Jest wielce prawdopodobne, że FC Aarau w kolejnym sezonie będzie grać w Super League, a więc szwajcarskiej ekstraklasie - ciekawe jak wyglądałyby na tym obiekcie potyczki międzynarodowe. Jestem sobie w stanie wyobrazić, że dziesięciu bardziej krewkich kibiców np. Chelsea urządziłoby na Brügglifeld istny Armageddon.
Przeciwnikami gospodarzy była drużyna FC Wil - warto w tym miejscu wspomnieć, że trenerem w obydwu klubach był w przeszłości Ryszard Komornicki, który w Aarau spędził również kilka lat swojej kariery zawodniczej.
Mecz przyniósł z poczatku sporo bezładnej kopaniny, po czym duża przewagę w polu osiagnęli gospodarze dokumentując ją bramką, którą zdobył zawodnik zupełnie nie wyglądajacy na Igora - oznaczony numerem 22. Nganga. Gdy wszyscy oglądali się już, gdzie by tu kupić kiełbaskę oraz piwo w plastikowym kubku, z dość przypadkowej sytuacji (ręka w polu karnym po uderzeniu z rzutu wolnego) goście wyrównali z "jedenastki" tuż przed przerwą. Kibicowskim śpiewom i okrzykom przewodziło na swoistej ambonie dwóch osobników, z których jeden najwyraźniej robił to z przymusu (co chwila odwracał się w kierunku boiska, żeby popatrzeć, jak grają), a drugi bywał regularnie znużony, a do tego nie znał wszystkich przyśpiewek i dość często sprawiał wrażenie zaskoczonego. Rzec można - jaki stadion, tacy ultrasi.
Aarau wyszło na drugą odsłonę z mocnym postanowieniem poprawy, zarówno wyniku jak i nastroju publiczności - zwłaszcza tej z niezadaszonej części trybun, która z niepokojem zaczęła spogladać w niebo - ciężkie chmury zwiastowały deszcz. Udało się, na 2:1 podwyższył Schultz, który do tej pory poza noszeniem kultowej w futbolu "dziesiątki" niczym się nie wyróżnił. Pech chciał, że bramka padła w 54. minucie, a więc pozostało jeszcze ponad pół godziny grania i zabawiania publiczności,  a tu pojawiły się tzw. schody. Jedną z niewielu atrakcji były popisy Argentyńczyka Sengera, który z niewiadomych powodów postanowił zostać napastnikiem. Bardzo mocno starał się niejaki Marazzi, ale jak się biega po lewym skrzydle, to czasem przydaje się umiejętność uderzenia lewą nogą, a tego zawodnik nie przewidział.
Nareszcie sędzia odgwizdał koniec spotkania. Piłkarze udali się do szatni, kibice zwolna zaczęli opuszczać "stadion". Albo mi się wydawało, albo kilku wyrostków niezwłocznie udało się w kierunku parkingu za bramką - a nuż umyślny posłaniec coś przeoczył.
Kreator stron internetowych - strona bez programowania